
Administracja Donalda Trumpa niedawno wprowadziła 10-procentowe cło na chińskie towary, a przy okazji postraszyła 25-procentowym cłem na produkty z Meksyku. Dla branży urządzeń z wyświetlaczami to potężna rewolucja, zwłaszcza że około 80% smartfonów, laptopów i monitorów trafiających do Stanów Zjednoczonych pochodzi właśnie z Chin, a zdecydowana większość telewizorów przyjeżdża z Meksyku. Eksperci obawiają się, że nowe taryfy wywindują ceny sprzętu, co odbije się na kieszeni konsumentów i może wyhamować sprzedaż.
Spore nerwy panują zwłaszcza wśród koreańskich gigantów, takich jak Samsung i LG, którzy dominują w segmencie premium. Skutkiem może być wyższa cena telewizorów i monitorów – a to nie jest dobra wiadomość dla nikogo, kto planował niedługo kupić nowy sprzęt do salonu. Z kolei chińscy producenci (np. TCL i Hisense), mocni w tańszych urządzeniach, próbują zabezpieczyć się przed dodatkowym obciążeniem. Liczą przy tym na wsparcie własnego rządu, który planuje emisję specjalnych obligacji i ewentualne dotacje łagodzące skutki ceł.
Wielu wytwórców rozważa też przeorganizowanie swoich łańcuchów dostaw: jedni planują przeniesienie produkcji do Azji Południowo-Wschodniej, drudzy myślą o Europie, a niektórzy – o fabrykach w samych Stanach Zjednoczonych. Wszystko po to, by uniknąć wysokich opłat i utrzymać konkurencyjność. Na razie trudno powiedzieć, jak mocno odbije się to na końcowych cenach, ale analitycy przewidują, że klienci mogą mocno się zdziwić, gdy następnym razem zajrzą do sklepu po wymarzonego smartfona czy telewizor.
Źródło: https://displaydaily.com/